Tytuł - antydotum.pl
ZALOGUJ SIE UKRYJ PANEL
logo

Sobota 03.04.2020

Supernowa czy biały karzeł.

Nie, to nie będzie rzecz o kosmicznych fajerwerkach czy też o kosmicznych obiektach fascynujących swoją tajemniczością i niedoścignionym urokiem. Tym razem zastanówmy się nad tym jak bardzo ważne są dla nas wydarzenia z dziedziny kultury a jeszcze bardziej, jak ważni są dla nas sami bohaterowie tych wydarzeń, których świat nazywa „Gwiazdami”.

Na ile ludzie, obdarzeni specyficznym talentem, rzeczywiście mają wpływ na ubogacanie innych - a co więcej – na kształtowanie w nas jakości, trwałości i wartości, związanych z szeroko rozumianą Kulturą.

Czy twórczość artystyczna z różnych dziedzin sztuki jest rzeczywiście tym dobrem, które przewyższa wszelkie inne dobra na tyle, by w związku z tym był tu jakiś usprawiedliwiony powód, aby rzesze odbiorców wynosiły coraz wyżej tych, którzy są tacy sami jak my tylko po prostu robią coś innego?

Czy wartość tych przekazów i tego dobra artystycznego rzeczywiście jest na tyle duża by artystom zajmującym się sztuką przypisywać pozaludzkie przymioty?

Swoje refleksje snuję w oparciu o życie i twórczość jednej z najbliższych memu sercu gwiazd - Ewy Demarczyk….


Ewa Demarczyk

Jest ona córką rzeźbiarza Leonarda Demarczyka i krawcowej Janiny z domu Bańdo. Ciotka Demarczyk, Stefania Bańdo-Stopkowa to absolwentka wydziału malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, prowadziła na Kazimierzu Zakłady Wydawnicze, publikujące katalogi mody i pisma kobiece.

Środowisko rodzinne było więc na tyle elitarne i artystyczne by młoda Ewa mogła sobie układać swoje wizje życiowe poza koniecznością wykonywania jakich kolwiek pospolitych zajęć jakimi w pierwszym rzędzie musiała parać się jej publiczność.

Przyszła na świat w rodzinie, która sama z siebie dawała jej już przewagę nad innymi, których talentu nie mieliśmy szans nawet poznać.

Karierę rozpoczęła w 1961 roku w studenckim kabarecie Akademii Medycznej w Krakowie o nazwie „Cyrulik”, skąd rok później przeszła do kabaretu „Piwnica pod Baranami” gdzie nawiązała współpracę z kompozytorem Zygmuntem Koniecznym.

Tak więc zanim jeszcze objawiła się talentem już znalazła się wśród tej elity, do której dotarcie dla innych było wręcz niemożliwe.

W 1963 roku wystąpiła na I Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie wykonała piosenkę Karuzela z madonnami, Czarne anioły i Taki pejzaż. Wzbudzając entuzjazm krytyki i publiczności.

W 1964 roku na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie zdobyła drugą nagrodę za „Grande Valse Brillante”.  Występowała także za granicą, m.in. w paryskiej Olympii oraz w Genewie, z okazji XX-lecia istnienia ONZ.


Od tego momentu wszystko działo się już samo. W 1966 roku ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Wydała swój longplay który okazał się ogromnym sukcesem, sprzedając się w nakładzie przekraczającym liczbę 100 000 sztuk.

Po dziesięciu latach, w 1972 roku zaprzestała występów w Piwnicy pod Baranami. Jej druga płyta, wydana w 1974 roku nosiła już  tytuł  Ewa Demarczyk.

W roku 1986 rozpoczął działalność Państwowy Teatr Muzyki i Poezji – Teatr Ewy Demarczyk.
Choć wystawiane w nim spektakle cieszyły się dużą popularnością, z przyczyn formalnych został po 14 latach działalności zamknięty.

Ostatni koncert miał miejsce 8 listopada 1999 w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu; po czym całkowicie wycofała się z życia publicznego.

Jako jedna z niewielu gwiazd zdała sobie sprawę z przemijania i w sposób dla siebie charakterystyczny zajęła właściwe miejsce na kolejnym etapie życia….

W czasie jej największej świetności mówiono o niej druga „Edith Piaf” Porównywano ją do „Juliette Greco”, a jej talent interpretatorski stawiano na równi z wirtuozostwem „Jacques’a Brela”.

Tymczasem Ona sama była tą niepowtarzalną postacią, do której chcieli równać inni.

Pierwszy raz zaśpiewała publicznie w lutym 1961 roku na krakowskim Balu Rymarza. Spodobała się bardzo, dlatego w czerwcu postanowiła zdawać do PWST. Dostała się za pierwszym razem, choć komisja dosyć nisko oceniła jej predyspozycje.

Na karcie egzaminu wstępnego 19-letniej Ewy Demarczyk można przeczytać: warunki zewnętrzne- dostateczne; dykcja- minus dostatecznie; głos- dobry; wyrazistość- dostateczna.

Ale gdy zaczęła śpiewać, jej potężny, nasycony emocjami głos sprawiał, że sala zamierała. Wszystko inne przestawało istnieć. Publiczność po prostu oniemiała. W ciągu jednego wieczora narodziła się "Gwiazda”

Prowadziła bardzo udramatyzowane życie, bo była w nim taka sama, jak i na scenie. Wszystkie odmiany ludzi miała w sobie – przy każdym utworze korzystała z innego wizerunku. Inspirowała młodych twórców. U jej boku muzyczny talent szlifował Zbigniew Wodecki.

Jednak wraz z upływem czasu i rozwojem jej kariery coraz bardziej boleśnie zderzała się z twardą rzeczywistością.  W lutym 2000 roku rozwiązała zespół, coraz rzadziej spotykała się z przyjaciółmi i stopniowo wycofywała się z życia publicznego i towarzyskiego.

Z okazji 70-tych urodzin, Konrad Imiela, dyrektor Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, chciał ją zaprosić na koncert galowy, poświęcony piosenkom z jej repertuaru. Próbował wielokrotnie skontaktować się z artystką by ją osobiście zaprosić, omówić szczegóły. Bez skutku.

To, gdzie przebywa i co robi, stało się absolutnie jej prywatną sprawą i tajemnicą.

Dlaczego tak naprawdę przestała śpiewać? Kilka osób twierdzi, że miała problemy z wyemitowaniem górnych dźwięków. Ale większość uważa, że to nie był problem, bo miała to „coś”: charyzmę i niezwykły dar nawiązywania kontaktu z publicznością.

Te walory jednak nie wystarczały już by przywrócić jej tę dawną olśniewającą świetność z czego doskonale zdawała sobie sprawę…

Pod nagraniami z 1962 roku „Karuzeli z madonnami” czy „Czarnych aniołów” dzisiejsza młodzież pisze: „Szybsza niż MC Silk”, „Eminem się chowa. Genialna!”, „Fenomenalne wykonanie”, „Himalaje trudności wokalnej”, „Królowa”, „Pani Ewo mam żal do pani, że miliony wielbicieli pani talentu pozbawiła pani możliwości słuchania na żywo tej wyjątkowej twórczości”.

Czy te opinie są słuszne?

Wszystko nagle stało się delikatne, ulotne, wrażliwe do tego stopnia, że w zderzeniu z rzeczywistością niby artystka ta sama, niby talent mocno wrośnięty w osobę a jednak to już nie to.

To co zachwycało pozostało w latach 1960 tych i 1970 … Życie mijało coraz szybciej i coraz brutalniej niszczyło wszystko to, co było treścią i wartością nie do przecenienia.

I rzeczywiście. Nie da się powtórzyć tamtych dni ani do tamtych dni wrócić. To już było. Nie dało się już zaświecić całym sobą tak, aby ta wielka wartość została choćby raz jeszcze utrwalona w pamięci kolejnej publiczności, której by serce na samo jej nazwisko zamierało ….

Bez względu na wielkość gwiazdy, która pojawiając się w świecie artystycznym jak supernowa, całość sławy już się dokonała i pozostała w latach, kiedy ta sława się dokonywała.

Dziś już tylko dookoła rozrzucony pył pamięci wielkiego talentu, łagodnie ukazuje nam to co z gwiazdy pozostało po jej wybuchu. Supernowa przeszła w postać białego karła by całkowicie zniknąć w czarnej dziurze, która po tak spektakularnym rozbłysku wciąga w swoje wnętrze wszystko by nawet pamięć rozłożyć na cząstki elementarne….

Następne pokolenia nie pamiętają, nie znają już nawet nazwiska. Z nikim i z niczym nie kojarzy im się żadna sława sprzed lat. Tak przechodzili do wieczności tysiące wielkich, po których dziś już nie pozostało nic …

Wielkość i sława przeminęły wraz z pokoleniem tych, którzy tą wielkością żyli przez dziesięciolecia, coraz rękawem przecierając wydaną niegdyś płytę z okresu największej świetności…

Z nicości przez wielkość do nicości czy to jest to, co usprawiedliwia tak wyjątkowe traktowanie artystów?

Tę samą drogę pokonują także inni ludzie, o których się nigdzie nie pisało i nie mówiło, ale jedno co łączy te dwa światy, świat szarej egzystencji i artystycznej wielkości to pamięć w nas więziona, pamięć w sercach tych którzy tę wielkość sprzed lat nadal są w stanie kochać.

Czy wobec tego te wysokie apanaże i tak kosztowne inwestycje w lansowanie artystów jest adekwatne do wartości jakie wnoszą oni w nasz rozwój w rozwój cywilizacji i ludzkości?

Wszystko ulega entropi. Również pamięć, która wraz z upływem czasu ulega coraz głębszemu zatarciu rozpadając się aż do nicości.

Taki los spotkał już wielu najwyższej klasy artystów, których dziś już nikt nie pamięta a dla których ci, którzy ich tak kochali, nie mieli nigdy większego znaczenia ponad wartość zakupionego biletu.

Z politowaniem więc patrzę na takie gwiazdy jak Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, Jerzy czy Maciej Stuhr, Andrzej Seweryn, Janusz Gajos, Dorota Stalińska i inni, którzy wbrew faktom, wbrew rzeczywistości wynoszą się ponad nas, traktując tych którzy ufundowali im tak dostanie życie, jak stado matołów niegodnych jakiegokolwiek szacunku.

Czasem na nich patrzę, czasem słucham, czasem muszę nawet coś o nich przeczytać i wtedy wraca do mnie to zasadnicze pytanie: Kim oni są, że aż tak wynoszą się ponad nas tylko po to, aby wiedząc jaka jest kolej życia, zostać całkowicie zapomnianym, by wrócić do swojej pierwotnej wartości, tej jaką mieli zanim zaistnieli jako gwiazdy, jak supernowa by wreszcie staczając się już tylko ku postaci marnego karła, zanurzyć się w nicość .....


Ocena: 390 13
Głosów: 403
3567 odsłon