Tytuł - antydotum.pl
ZALOGUJ SIE UKRYJ PANEL
logo

czwartek 08.08.2018

Jakie życie taka śmierć


Kora Jackowska w wieku 67 lat zmarła w swoim domu w Bliżowie w otoczeniu najbliższych sobie osób, męża Kamila Sipowicza, dwóch synów i przyjaciół. Była wokalistką Maanamu. Po śmierci nie spoczęła nigdzie.

Jako nastolatka była silnie związana z krakowskim środowiskiem artystycznym i hippisowskim. To wtedy przyjęła swój pseudonim Kora. Jako wokalistka zadebiutowała w zespole Jackowskiego, grającym inspirowaną Bliskim Wschodem muzykę. Ta inspiracja owocowała również zainteresowaniem marihuaną, ewolucją światopoglądową i w konsekwencji tych eksperymentów, zastąpieniem wiary religijnej, wiarą w siebie.

Ostatecznie jej główny pogrzeb odbył się w krematorium a cała jej wielkość dała się zamknąć w dzbanku, w którym jako wierna do końca inspiracjom wschodu została zamknięta jak dżinn.

tabliczka

Kora zakończyła swoje ziemskie życie i dopiero teraz weszła w fazę umierania. Umierać będzie jeszcze przez długi czas. Każdego dnia będzie poszerzał się krąg tych, którzy idąc jej śladem i jej przekazem już nie będą chcieli o niej pamiętać, zajęci sobą i zaspakajaniem bieżących potrzeb o jakie upominać będzie się ich życie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że życiem wysługujemy sobie śmierć.

W pośmiertnym ceremoniale uczestniczyli jej rodzina, przyjaciele, przedstawiciele świata kultury, dziennikarze, politycy i była to cała plejada pieszczochów komuny. Można by rzec w tym miejscu: ”kto z kim przystaje takim się staje”.

Uroczystości pogrzebowe nawiedzili między innymi: Monika Olejnik, Ryszard Kalisz, Magdalena Środa, HGW - zwana złodziejską reprywatyzacją, Kupa Wojewódzki, Jerzy Łobuzek, Muniek Staszczyk, Nina Terentiew, Glaca i jak Lenin wiecznie jeszcze żywy Wojciech Mann

Resortowe dzieci wykorzystały okazję by jeszcze raz przypomnieć nie tyle światu co polskiej gawiedzi, że nadzwyczajna kasta stalinowców, ubeckich potomków, milicyjnego i zomowskiego dziedzictwa   ma się w XXI wieku i w III Rzeczpospolitej  zupełnie dobrze.

Kora
Uroczystości pogrzebowe Kory

Na scenie, wśród białych kwiatów i zapalonych świec, ustawiono portret Kory oraz dzbanek z jej prochami zwany „Urną”

Kora zmarła 28 lipca po walce z chorobą nowotworową. Nie przegrała walki z rakiem, bo do końca była silniejsza niż rak. Przegrała z samą sobą i to już wiele lat wcześniej, kiedy wspinanie się na piedestał pop-kultury coraz bardziej zakłamywało ją w ocenie własnej wartości.

Jej wielkość była na tytle duża by pozwolić jej dalej żyć i na tyle mała by zmieścić się w dzbanku, do którego wsypano to co po niej jeszcze zostało.

Na szczególną uwagę zasłużyły mowy pożegnalne Wojciecha Manna i Magdaleny Środy  

Mann
Wojciech Mann zadumał się nad demokracją


– Kora na swoim sztandarze zawsze miała napisane: "wolność" – mówił Wojciech Mann, który przemawiał jako pierwszy. Człowiek, który konformistycznie przez lata dla własnej kariery wiernie służył bijącemu ramieniu partii, uznał pogrzeb Kory za najlepszy moment, aby sobie i innym przypomnieć o tych najlepszych czasach demokracji PRL i uznać, że ustrój dzisiejszej Rzeczpospolitej to parodia demokracji, której on Wojciech Man nie uznaje.

Trudno jest komentować to co udało się wyartykułować Magdalenie Środzie. Jeśli dokonało się to w takich okolicznościach i w takim towarzystwie to mogło ono tylko wybrzmieć i zamilknąć .. na wieki …

Osoba, która przez 60 lat nie może ustalić własnej płci, musiała posłużyć się bardziej fizycznymi jednostkami wyrazu by móc w ogóle cokolwiek wyrazić.

Czwartek

- Nigdy nie była letnia, zawsze gorąca. Trudno sobie wyobrazić, co stałoby się ze światem, gdyby jej potężna energia nie znajdowała ujścia w koncertach, w śpiewaniu, w pisaniu i wreszcie w walce z chorobą, bo na tym polu była naprawdę zaciekłą wojowniczką - powiedziała Magdalena Środa, pomijając dyskretnie najbardziej gorący moment, czyli kremację. Ponieważ to tak gorące pożegnanie wygłosiła Magdalena Środa więc nie można się tu niczemu dziwić.

Być może poglądowo i ideologicznie nie zgadzam się z Panem Kamilem Sipowiczem, ale tylko w jego pożegnaniu wybrzmiała cała prawda, cała jego dusza i cała osoba. Każde słowo było odzwierciedleniem tego co w jego sercu zamarło wraz ze śmiercią Kory. Wielkie wyrazy współczucia zrozumienia i szacunku.

Kamil
Kamil Sipowicz ......

- W takiej sytuacji właściwie żaden człowiek nie chciałby stanąć - powiedział Kamil Sipowicz. - Ponad 40 lat wspólnego życia, tak silny związek ciał, dusz, świadomości, poglądów, że w pewnym momencie wydawało nam się, że jesteśmy jedną istotą, porozumiewaliśmy się właściwie już bez słów. (…) Dociera do mnie jej brak przez przedmioty, które zostawiła.

Jak zaznaczył, ich miłość nie była prosta, a ich życie było "bardzo burzliwe, ciekawe, czasami skandaliczne".  (...). Kora  nie była tylko osobą słodką, kochaną, wspaniałą, czasami była bardzo zaborcza, ostra, stawiała na swoim, (...) miała zdecydowane poglądy - podkreślił.

- W ostatnim okresie robiła wszystko, by pokazać, że jest (...) do samego końca była bardzo aktywna, nie chciała się poddać, chciała żyć, kochała życie i nie bała się śmierci. Byliśmy z nią razem do końca.

Ceremonia pogrzebowa już się zakończyła. Ludzie porozchodzili się do siebie. Gdzieś tam w wielu polskich domach zalegają nagrane płyty Kory, gdzie indziej cała ta uroczystość przeszła jako niezauważalny epizod.

Świat po każdej tragedii kiedyś normalnieje. Historia, zaczyna się dziać na nowo. Jak trudno jest żyć po śmierci wiedzą już tylko ci którzy odeszli i zostali zapomnieni na zawsze.

Tylko cmentarna mogiła systematycznie i ze skrupulatnością każdego dnia będzie przypominać jak kruche i delikatne jest życie i jakiego szacunku wymaga dla siebie.

Kiedy przekracza się bramę cmentarza, dociera do nas świadomość przemijania. Czasem także świadomość przekraczania granic których nikomu przekraczać nie wolno.

Dla niektórych jest to dobry moment by zastanowić się nad sobą i jeszcze raz przejrzeć przynajmniej swój system wartości, dla innych jest to tylko miejsce, gdzie wszystko się kończy.

Świeża mogiła pokryta stertami kwiatów i niezliczonymi zniczami zwraca uwagę przechodniów, bo stwarza wrażenie ogromu bólu, pamięci i miłości zostawionych na mogile, jednak pozwala także na uświadomienie sobie, że pamięć i miłość jest równie krucha jak samo życie, bo zanika wraz z topnieniem tych stert kwiatów i zniczy aż do pojedynczej świeczki.

To wtedy, kiedy na mogile zostaje już tylko jeden znicz i jeden choćby żonkil uwidacznia się dopiero ta miłość, która wraz ze śmiercią nigdzie nie odchodzi, ale ciągle o sobie przypomina i trwa w sercach tych, którzy bez względu na jaką kolwiek rzeczywistość wciąż kochają.

Taki scenariusz niestety nie jest dostępny dla wszystkich a w pierwszej kolejności nie jest możliwy dla ateistów. Pewnie dla Kory także.  Ci którzy wzgardzili życiem wiecznym za życia, nie mogą oczekiwać takiego życia po śmierci.

Oni wraz ze śmiercią rzeczywiście zapadają się w otchłań nicości i niepamięci, bo nie ma żadnej motywacji by pamiętać o tych, którzy zamiast wiecznego życia, wybierają sobie wieczną nicość. Dla tych, dla których po śmierci nic nie istnieje nie może być także takiej przestrzeni by mogli w niej wciąż istnieć mimo śmierci. Jakie życie taka śmierć.


Ocena: 3149 47
Głosów: 3196
18345 odsłon