Tytuł - antydotum.pl
ZALOGUJ SIE UKRYJ PANEL
logo

Wtorek 04 Kwiecień 2023

Ofiary Czy Naciągacze


Świat artystyczny
do niedawna rozwijał się w miarę normalnie. Po filozoficznych rozważaniach o istocie sztuki ostatecznie w wiek XXI wkroczyła definicja artyzmu jako przejaw działalności twórczej bez względu na jakiekolwiek jej walory poznawcze, estetyczne, emocjonalne, naukowe czy też użytkowe.

Dziełem artystycznym, dziś staje się wszystko, łącznie z psią kupą na trawniku z prawami autorskimi fafika.

Jeszcze do połowy XX wieku wszystko było dość proste. Grupa ludzi nazywających siebie artystami tworzyła jakieś dobro, jakieś widowisko na deskach teatru, pobierając za to wydarzenie gaże od dyrektora Teatru, który sprzedawał bilety.

Wszystko było przejrzyste. Artyści wykonywali pracę, za którą pobierali wynagrodzenie, widownia oglądała artystów płacąc za bilety.

Podobnie było z innymi obiektami sztuki wykonanymi przez innych uzdolnionych artystów, z rzeźbą, obrazem czy nawet fotografią, które można było oglądać wyłącznie za opłaceniem biletu wstępu na takie wydarzenie artystyczne, albo wręcz posiadać na własność, jeśli się taki obiekt sztuki kupiło.

Pod koniec XIX wieku, do powszechnie znanych już dziedzin, dołączyła kinematografia i film, który w zasadzie rewolucjonizował cały zakres sztuki artystycznej i zajął kluczową pozycję wśród dziedzin sztuki.

Tym niemniej nadal wszystko trwało i kwitło w harmonii z naturą, w harmonii pomiędzy artystą i odbiorcą, sztuka mogła powstawać i trwać, ponieważ jej wartość materialna generowała nie tylko przychody, ale i zysk.

Zasada było prosta. Nie kupiłeś biletu nie widziałeś dzieła.

Pierwsze zaburzenia w tak funkcjonującej dziedzinie sztuki, przyniosły ze sobą wideo odtwarzacze wraz z nagrywarkami, co umożliwiało kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów filmowych poza samymi twórcami.

Artyści zatem podnieśli słuszny raban i zażądali ochrony ich dzieł wytwarzanych ogromnym kosztem i poświęceniem.

Tak oto w nasze życie wkroczyło prawo mające na celu ochronę praw autorskich.

Nikt rozsądny nie kwestionował ani takiego prawa ani takich roszczeń. Prawo zabraniało bez zezwolenia wykonywania kopi i ich sprzedawania bez zgody twórców.

W międzyczasie powstały komputery osobiste i w przestrzeni publicznej pojawił się Internet.

Stworzył on możliwość nie tylko bardziej efektywnego kopiowania i udostępniania własnej twórczości każdemu kto tylko umiał się posłużyć komputerem, ale także wykorzystywania wszelkich zasobów jakie znalazły się w Internecie, gdzie były zamieszczane materiały innych twórców.

Raz jeszcze podniósł się wrzask, że prawa Twórców zostają pomijane w obrocie informacji internetowej.

Ustawodawcy znowu pochylili się nad artystami i niemal we wszystkich krajach zostało uchwalone prawo o ochronie praw autorskich.

W tym miejscu zrodziło się już wiele wątpliwości. W sposób zupełnie niezauważalny ofiary przeistaczały się w naciągaczy i bezwzględnie tym razem artyści, zaczęli naruszać prawa społeczności internetowej.

Niemal wszędzie do wykorzystania jakiegoś materiału z Internetu wymagane jest sprawdzenie czy dany zasób internetowy, posiada prawa autorskie i nakazuje uzyskanie od twórcy zezwolenia na skorzystanie z takiego internetowego obiektu.

Problem jednak polega na tym, że nikt nie jest w stanie sprawdzić czegokolwiek, ponieważ ani sam Internet, ani internauci nie mają takich narzędzi, aby takiego sprawdzenia dokonać a twórcy swoje prawa autorskie skrywają.

Internet to komunikacja globalna, globalne dobro wspólne, gdzie można zamieszczać i korzystać z nieograniczonych zasobów umieszczanych na serwerach obsługujących tę globalną sieć.

Ma charakter publiczny, a więc i dostęp do materiałów jakie są zamieszczane w Internecie także powinny mieć charakter publiczny, czyli dowolny i bezpłatny.

Tak prosta definicja pozwalałaby na rozwiązanie zarówno praw autorskich jak i zachowanie praw internautów do korzystania z internetowych zasobów.

Jednakże tak się nie dzieje. Twórcy wykorzystują wadliwe prawo do wyłudzania na swoją rzecz pieniędzy od Internautów, którym to samo prawo nie pozostawia możliwości zapobiegania takim praktykom jak i obrony przed nimi.

Nie ma standaryzacji i jednolitego traktowania obiektów umieszczanych w internecie. Wszyscy użytkownicy interpretują prawo po swojemu a efektem tego jest często sądowo zasądzany haracz na rzecz nieuczciwych twórców.

Mają oni możliwość korzystania z oprogramowania do przeczesywania Internetu i wyłapywania tych obiektów, które oni sami opatrują prawami autorskimi, podając je tylko sobie do wiadomości.

Tak więc jedna patologia zastąpiła drugą - tą wcześniejszą i poprzednie ofiary stają się (niejednokrotnie z premedytacją) „katami”.

Nikt nie pomyślał, że jedno proste rozwiązanie mogłoby zachować zarówno prawa autorskie jak i wolność Internetu we właściwych proporcjach.

Wystarczyło by tylko wprowadzić obowiązek, oznaczania obiektów umieszcanych w Inernecie informujących o prawach autorskich.

Każdy obiekt wprowadzony do Internetu nie posiadający oznaczenia, że jest objęty prawami autorskimi, powinien być wolny od jakichkolwiek roszczeń.

Za brak oznaczenia na obiekcie odpowiadałby ten, kto taki obiekt bez oznaczenia umieszcza.

Inaczej Internet staje się dla normalnych użytkowników pułapką prowadząca do prześladowania ludzi korzystających zarówno z wolności słowa, jak i z wolnego korzystania z dorobku cywilizacji ludzkiej.

Sytuacja taka pozwoliła by zarówno na korzystanie z nieprzebranych zasobów jakie posiada Internet  w sposób wolny, jak również w sposób absolutny chroniła by prawa autorskie.

Tymczasem prawo stanęło wyłącznie po jednej stronie użytkowników Internetu.

Takie ustawodawstwo zezwalające na restrykcje  wobec osób nieświadomych,  bądź korzystających z nieoznakowanych wyraźnie  materiałów w dobrej wierze, jest prawem zbójeckim łamiącym podstawowe prawa człowieka, nie jest zatem prawem, ale nadużyciem prawa.

Nie możemy się na to godzić i chyba najwyższy czas, aby prawo o ochronie praw autorskich poddać nowelizacji w taki sposób by uwzględniało ono prawa wszystkich stron i było przejrzyste.

Prawo, aby mogło być skuteczne musi być nie tylko wyraźne, ale i dostępne dla wszystkich.

Nie namawiam w żadnej mierze do łamania praw autorskich, ale upominam się o prawa dla społeczności internautów, o ich prawo do wolności słowa i wyrażania własnych opinii.

Upominam się również o sprawiedliwość wynikającą w tym zakresie zarówno z konstytucji jak i podstawowych praw człowieka.

Twórcy mają absolutne prawo do chronienia swojej twórczości, ale i obowiązek do oznaczenia swoich obiektów umieszczanych w Internecie tak, aby każdy kto na talki obiekt trafi wiedział, że dany zasób może być użyty po opłaceniu licencji.

Wystarczyłby mały znaczek umieszczony w dowolnym miejscu na obiekcie przez twórcę, taki jak ten: ©. Czy to bezpośrednio na obiekcie czy tez w podpisie dołączonym do obiektu.

Użytek w dobrej wierze także powinien uwzględniać okoliczność braku możliwości powzięcia informacji o prawach autorskich dla danego obiektu.

Cały przekręt polega na tym, że twórca wie, kiedy i jak na tym prawie zarobi, internauta zaś nie ma pojęcia kiedy, za co i dlaczego bedzie gnębiony i prześladowany.

Twórcy nie mogą gnębić innych twórców tylko dlatego, że ich obiekt został przywołany w formie dowodu bądź udokumentowania opinii.

Tylko wówczas prawa autorskie nabiorą ludzkiej twarzy i służyć będą wszystkim jednakowo sprawiedliwie.


Ocena: 2 0
Głosów: 2
1978 odsłon